Ks. Profesor, doktor habilitowany Wojciech Zygmunt Tabaczyński rozpoczął naukę w Gimnazjum im. Tomasza Zana jeszcze przed wybuchem wojny. W czasie okupacji niemieckiej uczęszczał na zorganizowane przez Szkołę Tajne Komplety i Świadectwo Dojrzałości otrzymał w 1944 roku. Ukończył Seminarium Duchowne w Warszawie i otrzymał święcenia kapłańskie w 1950 roku z rąk kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Skromny, wyrozumiały dla ludzkich ułomności prowadził spokojne, pracowite życie prawie do końca swoich dni. Odszedł 21 lutego 2014 roku w domu swoich rodziców przy ul. Daszyńskiego 16 w Pruszkowie. Dom ten ofiarował Zgromadzeniu Sióstr Pocieszycielek Najświętszego Serca Jezusowego, które serdecznie opiekowały się księdzem przez wiele lat, do dnia Jego śmierci. Pasją Jego życia było zdobywanie wiedzy i dzielenie się nią z innymi. Wykładał w Seminarium Duchownym w Warszawie. Był członkiem redakcji czasopisma „Warszawskie Studium Teologiczne”, na łamach którego zamieszczał swoje rozprawy. Piastował funkcję dyrektora Unii Apostolskiej Kleru, a także ojca duchowego w Wyższym Metropolitarnym Seminarium Duchownym w Warszawie.. Był też dyrektorem na Akademii Studium Teologii Katolickiej, prowadził Instytut Studiów nad Rodziną w Łomiankach pod Warszawą. Posiadał szeroką wiedzę, ale nigdy nie chwalił się nią, nie stawiał swojej osoby wyżej nad innymi. Skromny, zawsze uśmiechnięty i wszystkim życzliwy, był człowiekiem, z którym chciało się przebywać.
Jako Absolwent naszej Szkoły często przychodził na Spotkania Opłatkowe, czy Wielkanocne, składaliśmy sobie życzenia czując w obecności Księdza Profesora jakiś spokój i radość chwili. Środowisko Liceum im. Tomasza Zana w Pruszkowie straciło Absolwenta o nieprzeciętnej osobowości – mądrego i dobrego o wielkiej kulturze osobistej . Wielka szkoda, bo teraz o takie cechy ludzkie coraz trudniej.
Barbara Łosiewicz – Ratyńska
matura 1953
Dr Sabina Czyżewska zmarła 20 lutego 2012 roku, jest pochowana w grobie rodzinnym w Marysinie Wawerskim.
Z Sabinką poznałyśmy się w czasie okupacji. Nie pamiętam momentu poznania, może przez naszych braci – Ludwik Czyżewski i mój brat, Zbigniew Cisowski byli „zaniakami”.
Sabinka urodziła się w Siedlcach, skąd Jej rodzina „przywędrowała” do Pruszkowa i zamieszkała w domku jednorodzinnym z ogródkiem przy ulicy Sobieskiego.
W czasie okupacji, gdy szkoły średnie ogólnokształcące były zamknięte przez Niemców, uczęszczałyśmy do Gimnazjum Spółdzielczego w Warszawie, w nim nauka była legalna.. W roku 1944 zdałyśmy małą maturę.
Na początku stycznia 1945 roku, gdy tylko skończyła się wojna, Grono Nauczycielskie z Gimnazjum im. Tomasza Zana w Pruszkowie podjęło inicjatywę legalnej nauki, o czym dowiedziałam się od księdza Skrzecza, prefekta u „Zana” przed wybuchem wojny 1939 roku. Nareszcie skończył się niebezpieczny okres tajnego nauczania. Tą wiadomością podzieliłam się z Sabinką i postanowiłyśmy uzupełnić braki w naszej małej maturze / między innymi z języka polskiego i historii / przystępując do egzaminu wstępnego do Liceum. Oczywiście trudności i niebezpieczeństwo towarzyszące zdobywaniu wiedzy w czasie wojny sprawiły, że grona nauczycielskie było tolerancyjne dla zdających.
Chyba w marcu 1945 roku obydwie z Sabinką byłyśmy już uczennicami I-szej klasy w „Zanie” , a w maju 1946 roku zdałyśmy maturę, miałyśmy otwartą drogę do dalszej nauki. W tymże roku, zgodnie z naszymi zainteresowaniami, zostałyśmy studentkami Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
W roku 1951, po ukończeniu studiów, Sabinka rozpoczęła pracę zawodową i podjęła studia doktoranckie i w 1966 roku uzyskała tytuł doktora nauk rolniczych w zakresie fitopatologii . Pracowała w rolniczych placówkach naukowych, między innymi w Regułach, Instytucie Nasiennictwa Warzywnego w Skierniewicach, całkowicie poświęcając się tej dziedzinie nauki.
Jej prace naukowe dotyczyły grzybów chorobotwórczych przenoszonych przez nasiona roślin przemysłowych, ich patogeniczności, oraz zwalczania powodowanych przez nie chorób. Prowadziła badania nad zdrowotnością i jakością materiału siewnego, odpornością badanych odmian roślin, jak też opracowywała optymalne metody diagnostyczne.
Opublikowała ponad 50 prac naukowych z zakresu fitopatologii i mykologii, wiele opracowań popularno-naukowych, podręczników. Była współautorem Encyklopedii Ochrony Roślin. W latach siedemdziesiątych odbyła szereg staży zagranicznych w NRD, na Węgrzech, w Holandii, Rumunii, czynnie uczestniczyła w krajowych i zagranicznych kongresach, konferencjach i t.p. Była członkiem Polskiego Towarzystwa Botanicznego, Towarzystwa Fitopatologicznego, Ligi Ochrony Przyrody, brała udział w licznych komisjach naukowych.
Otrzymała wiele odznaczeń państwowych i resortowych.
Mimo licznych zajęć dobrze gospodarowała swoim czasem, często spotykała się z licznym gronem swoich przyjaciół i znajomych z czasów studenckich, którzy darzyli Ją wielką sympatią i szacunkiem. Interesowała się muzyką i teatrem. Była też bardzo rodzinna. Między innymi interesowała się wnukami swego brata, Ludwika, w których rozwijała zainteresowania przyrodnicze poprzez odpowiednie książki, wycieczki, uczestnictwo w wystawach i t.p. W moim domu była traktowana bardzo ciepło. Była Ciocią Sabinką, matką chrzestną mojej córki, była po prostu członkiem mojej rodziny.
Będąc już na emeryturze, mimo kłopotów zdrowotnych pracowała społecznie w Pruszkowskim Towarzystwie Kulturalno-Naukowym jako członek Komisji Rewizyjnej, oraz w Towarzystwie Absolwentów, Wychowanków i Przyjaciół Gimnazjum i Liceum im. Tomasza Zana w Pruszkowie, jako członek Sekcji Historycznej. Zawsze można było Ją spotkać na wykładach popularno-naukowych organizowanych przez PTK-N. Jej życzliwość dla ludzi, prawość charakteru mogą być wzorem dla młodzieży.
Sylwina Cisowska – Wiewiórowa
matura 1946
18 stycznia 2012 roku odszedł od nas Euzebiusz Kiełkiewicz, absolwent naszego Liceum, prezydent Pruszkowa w latach osiemdziesiątych minionego stulecia. Pamiętam Zebka z czasów szkolnych – zdawaliśmy maturę w tym samym, 1953 roku, On był w klasie „francuskiej”, ja w „łacińskiej”. Wysoki, przystojny, uśmiechnięty i życzliwy, był duszą towarzystwa. Stanowił obiekt westchnień wielu Koleżanek, ale wybrał tę jedyną z mojej klasy, Krysię Płodzikówną. Stworzyli dobraną parę małżeńską, dochowali się syna Pawła, dwóch wnuczek.
Upływ czasu, wydarzenia dorosłego życia, zacierają szczegóły i wielu sytuacji ze szkolnych czasów nie pamiętam. Wiem, że Zebek brał czynny udział w życiu Szkoły, uczestniczył w zawodach sportowych Liceum Zana, występował w przedstawieniach szkolnych. Ukończył Politechnikę Warszawską, wiele lat pracował w Instytucie Organizacji Przemysłu Maszynowego „Orgmasz” w Warszawie jako główny specjalista, wykładał w Ośrodkach Doskonalenia Kadr Kierowniczych w Polsce, a także dzielił się swoją wiedzą i doświadczeniami w Czechosłowacji, Rumunii, Bułgarii, na Węgrzech. Wydał szereg publikacji z dziedziny nauk technicznych.
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych minionego wieku wyjechał do Zairu (obecnie Republiki Demokratycznej Konga), gdzie przez dziesięć lat wykładał na Uniwersytecie Narodowym w Kinshasie.
W latach dziewięćdziesiątych, wrócił do Polski, zaangażował się w pracę społeczną na rzecz rodzinnego Pruszkowa . Jako radny był przewodniczącym Rady Miejskiej, później został wybrany na urząd prezydenta miasta, który sprawował do końca 1989 roku, po czym ponownie piastował mandat radnego. Swoją społecznikowską pasją „zaraził” też żonę , Krystynę, która także była radną naszego Grodu.
Euzebiusz, jako prezydent wiele dobrego zrobił dla miasta, dla pruszkowiaków. Życzliwy dla ludzi, chętnie pomagał potrzebującym. Zdarzało się, że swoje pieniężne nagrody przekazywał niżej uposażonym pracownikom Urzędu Miasta.
Za Jego prezydentury w miejsce straszącego przy wjeździe do Pruszkowa wraku zaplanowanego przed laty i nigdy nie skończonego krytego lodowiska, powstała nowoczesna Hala Sportowa „Znicz”, wyposażona w infrastrukturę umożliwiającą organizację zawodów sportowych w różnych dyscyplinach na skalę międzynarodową. „Znicz” był uważany w tamtych czasach za największy , kryty obiekt sportowy zachodniej części regionu.
Wiele czasu i osobistego zaangażowania ze strony prezydenta wymagała też budowa i otwarcie Ośrodka Zdrowia przy ul. Helenowskiej w Pruszkowie i w jego sąsiedztwie Urzędu Poczty Polskiej. Oba te obiekty w dużym stopniu ułatwiły życie mieszkańcom wielotysięcznego Osiedla Staszica. Prezydent Euzebiusz Kiełkiewicz zainicjował w Pruszkowie Towarzystwo Budownictwa Społecznego, które przez remont starych, a także budowanie nowych domów zwiększa możliwość korzystania z mieszkań komunalnych gorzej uposażonym pruszkowiakom. Towarzystwo to działa do dziś.
Na jedną kadencję włodarza miasta to nie mało, dostrzegamy to my, absolwenci Zana i choć już nie ma Zebka wśród nas, to będzie długo żył w naszej pamięci jako człowiek nieprzeciętny, wartościowy. Trudno nam pogodzić się z Jego odejściem, bo ludzi uczciwych i dobrych nie spotyka się często, tym większa szkoda i żal.
25 września 2011 roku odszedł od nas prof. Bogumił Retkowski, długoletni nauczyciel matematyki w Liceum Ogółnokształcącym im. Tomasza Zana w Pruszkowie. Żegnany na Cmentarzu Pruszkowskim przez szerokie rzesze swoich byłych uczniów, współpracowników, mieszkańców Pruszkowa, był lubianym i cenionym człowiekiem i nauczycielem.
Tak zachowała Go w pamięci uczennica, Danuta Sitarek-Parys :
Wspomnienia o prof. Bogumile Retkowskim- długoletnim nauczycielu matematyki w LO im. Tomasza Zana w Pruszkowie moim ukochanym Wychowawcy w latach 1971-1975.
Matematyka w mojej klasie była zawsze piętą Achillesa dla większości uczniów Profesor Retkowski był surowy, wymagający, stanowczy, ale ja nigdy nie miałam kłopotów z tym przedmiotem, zawsze dostawałam oceny dobre i bardzo dobre. Jedyną rzeczą, której nie znosiłam był rachunek prawdopodobieństwa. Już wtedy dla mnie, osoby mocno stąpającej po ziemi, wydawał się ten dział matematyki jak science fiction.
Nie bałam się profesora, uwielbiałam Jego poczucie humoru. Często powtarzał „trafiłeś jak śliwką w kanalizacje”, albo „idź pleść koszyki, bo matematyki to w ogóle nie umiesz”. Oczywiście takie słowa padały zawsze pod adresem tych, którzy bladzi ze strachu stojąc pod tablicą nie umieli wydobyć słowa, lub mówili coś bez sensu, co nie miało nic wspólnego z matematyką. No cóż, nie wszyscy mogą być matematykami.
Pamiętam wakacyjny wyjazd po III klasie Liceum na Obóz OHP do Zakładów Mięsnych w Olsztynie. Wyjechała prawie cała klasa i przez niespełna miesiąc w zimnym magazynie nalepialiśmy etykiety na gotowe puszki konserw. W ten sposób mogliśmy mieć zaliczone „praktyki studenckie O”, oczywiście gdyby zdarzyło się nam dostać na studia w następnym roku akademickim.
Pan profesor opiekował się nami jak ojciec podczas klasowych wojaży. Wiele nocy spał na korytarzu pod drzwiami sypialni dziewcząt, aby uchronić nas przed zalotami miejscowych wyrostków będących pod silnym urokiem dziewcząt z Pruszkowa. Do tej samej klasy uczęszczała córka naszego profesora, Halina, z którą przyjaźnię się do dziś. Oczywiście, otaczał Ją ojcowską opieką i troską, ale i nas, swoje uczennice traktował zawsze bardzo serdecznie i dbał o nasze bezpieczeństwo w każdej sytuacji.
Zbliżała się matura i w tym czasie egzamin z matematyki był obowiązkowy dla wszystkich. Wymagający profesor kilka osób z naszej klasy nie dopuścił do matury, trudno, musieli czekać rok na swoją szansę. Na egzaminie pisemnym z matematyki miałam to szczęście / teraz wiem, że na pewno/, że wylosowałam stolik nr.1, siedziałam bezpośrednio przed Komisją Egzaminacyjną, której członkiem był również mój Wychowawca.
Lwią część czasu przeznaczonego na egzamin poświęciłam pisaniu ściąg dla Koleżanek i Kolegów z klasy i ta nerwowa, napięta atmosfera spowodowała, że swojego, trzeciego zadania nie zdążyłam dokończyć. W mojej sytuacji od tego poniekąd zależała moja przyszłość. Przed maturą okazało się, że u Zana byłam na drugim miejscu pod względem wyników w nauce, pierwsze zajmowała córka profesora, Halina, która planowała studia na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Ja zawsze marzyłam o filologii angielskiej ze specjalnością nauczycielską.
W tamtych czasach tylko trzy osoby z najlepszymi ocenami mogły dostać się na studia bez egzaminu. Niższy stopień z matematyki na maturze mógł przekreślić moje plany, bałam się tego bardzo. To wielkie zmartwienie przerwał telefon od prof. Retkowskiego, który drugiego dnia po maturze zaprosił mnie do Szkoły aby poprawić otrzymaną na egzaminie z matematyki 4 na 5. Widocznie to 5 było potrzebne, aby bez żadnych kłopotów starać się o przyjęcie na wyśnioną anglistykę, a to nie było łatwe, bo o jedno miejsce na ten wydział ubiegało się 28 osób. Czasy były trudne, głęboki socjalizm. Młodzi ludzie nie mogli swobodnie wyjeżdżać za granicę, by doskonalić języki obce. Wydział Filologii Angielskiej należał wówczas do elitarnych, studiowały tam dzieci ambasadorów, ministrów, dziennikarzy, aktorów, ludzi z koneksjami, co sprawiło, że te studia wydawały mi się niedostępne , wręcz nierealne.
Jednak udało się, egzamin ustny z matematyki zdałam bardzo dobrze, chociaż trzy zadania do łatwych nie należały. Do dziś pamiętam, że Komisja Egzaminacyjna przed wyjściem z sali obdarowała mnie bananem, owocem w tych czasach trudnym do zdobycia. W 1980 roku ukończyłam anglistykę na Uniwersytecie Warszawskim i od tamtego czasu robię to, co naprawdę kocham- uczę języka angielskiego. Przez 19 lat pracowałam w ukochanym Liceum im. Tomasza Zana w Pruszkowie, a pierwszym moim miejscem pracy po ukończeniu studiów i najważniejszym jest Młodzieżowy Dom Kultury w tym mieście, którego jestem dyrektorem od 1990 roku do chwili obecnej.
Czuję się osobą szczęśliwą i spełnioną zawodowo. Jestem przekonana, że w pewnym stopniu przyczynił się do tego prof. Bogumił Retkowski i często pytam sama siebie „… jakby się potoczyły moje losy, gdyby wtedy, w maju 1975 roku Pan profesor nie wykonał do mnie telefonu ?”.