Archiwum

Leszek WojtulewiczOdszedł od nas 6 grudnia 2014 roku i bez przesady można powiedzieć, że pacjenci stracili w osobie doktora troskliwego opiekuna, szczerze zainteresowanego losem chorych. Wrażliwy, troskliwy i wyrozumiały z poczuciem empatii traktował swoją pracę jako powołanie, a nie tylko zawód, toteż wszędzie, gdzie pracował, a pełnił swą służbę w wielu placówkach służby zdrowia, był popularny, otoczony uznaniem wielu pacjentów.
Pruszków był Jego rodzinnym miastem, gdzie urodził się i związał na całe życie. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej im. T. Kościuszki został naszym Kolegą, był uczniem Liceum Ogólnokształcącego im. Tomasza Zana i otrzymał w 1952 roku Świadectwo Dojrzałości z wyróżnieniem. Po maturze rozpoczął studia na Akademii Medycznej w Warszawie i Dyplom Lekarza uzyskał w 1958 roku, jeszcze przed jej ukończeniem założył rodzinę. Poślubił Koleżankę ze studiów, Barbarę, która jako lekarz specjalista psychiatrii została ordynatorem szpitala w Tworkach.
Leszka wybraną dziedziną medycyny były choroby wewnętrzne i w tej dziedzinie szkolił się otrzymując I stopień specjalizacji w Szpitalu Miejskim w Pruszkowie na oddziale kierowanym przez dr. Edwarda Steffena – juniora, a II stopień uzyskał w 1969 roku w Klinice Gastrologicznej w Warszawie kierowanej przez prof. Edwarda Rużyłło .
Jako specjalista został ordynatorem Oddziału Chorób Wewnętrznych Szpitala Miejskiego w Pruszkowie. Po uzyskaniu w 1975 roku tytułu doktora nauk medycznych był ordynatorem Oddziału Chorób Wewnętrznych szpitala przy ul. Kasprzaka w Warszawie i na stanowisku tym pracował do 1987 roku. W tym samym roku po uzyskaniu specjalizacji z kardiologii prowadził Ośrodek Intensywnej Terapii Kardiologicznej przy szpitalu im. Kasprzaka w Warszawie i od 1994 roku był ordynatorem Oddziału Rehabilitacji Kardiologicznej w Instytucie Kardiologicznym w Konstancinie.
W 2000 roku przeszedł na emeryturę nie rezygnując z pracy zawodowej w pruszkowskich Spółdzielniach Lekarskich , prowadził też praktykę prywatną. Uprawiał swój ulubiony zawód jeszcze przez 4 lata, potem całkowicie oddał się opiece nad niepełnosprawną żoną, Barbarą, która po wypadku samochodowym wymaga całodobowej opieki. Tę serdeczną posługę pełnił do końca swoich dni.
Wszyscy kiedyś odejdziemy, szkoda każdego życia, bo jest jedyne, niepowtarzalne, ale najbardziej żal jest tych, którzy przez całe swoje życie dawali z siebie coś drugiemu człowiekowi. Wielka szkoda, że nie ma już doktora wśród nas.

Barbara Łosiewicz- Ratyńska
matura 1953

Moje wspomnienie o Leszku sięga czasów już bardzo odległych, ale radosnych, bo dzieciństwa. Byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi przez cały okres nauki w szkole powszechnej im. Tadeusza Kościuszki (obecnego liceum). Zasiadaliśmy w jednej szkolnej ławce, a po szkole On był częstym gościem u mnie na ul. Cedrowej (teraz Obrońców Pokoju), ja u Niego na ul. Drzymały. Różniliśmy się co prawda charakterami, On bardziej poważny, ja „rozbrykany”, ale widać ta różnica nam nie przeszkadzała we wzajemnej sympatii. Myślę, że wzór zarówno Jego, jak przede wszystkim Jego Rodziców, miał duży wpływ na opanowanie przeze mnie zasad „dobrych manier”. W moich oczach zarówno Jego Mama, jak i Ojciec, byli ludźmi bardzo opanowanymi i wymagającymi tak od Siebie, jak i od innych. Pamiętam, że odczuwałem przy Nich wielką nieśmiałość. Chyba dobrze maskowałem przed Nimi to moje „rozbrykanie”, skoro nie mieli zastrzeżeń do mojej z Leszkiem przyjaźni. Dodam na marginesie, że Ojciec Leszka był jednym z byłych maturzystów Gimnazjum i Liceum im. T. Zana, którzy „zasieli” ideę powołania Towarzystwa Absolwentów.
Razem po skończeniu siódmej klasy, zaczęliśmy pobierać dalsze nauki właśnie w tym gimnazjum. Tutaj jednak nasze wspólne dzieje się rozeszły. Leszek zaczął uczęszczać do klasy humanistyczno-przyrodniczej o „kryptonimie” A, ja do matematyczno-fizycznej- B. Teraz to śmieszne, ale wówczas obie te równoległe klasy żyły we wzajemnym antagonizmie z głupiego powodu : klasa „A” była lepsza od tej naszej „B” tak pod względem zachowania jak i ogólnego poziomu. Stawiano nam ją dodatkowo jako wzór do naśladowania, jak najbardziej słusznie, tyle, że sytuacja ta budziła w nas to jakże ludzkie uczucie nieuzasadnionej zawiści, co sprawiło, że w oczach moich kolegów z klasy „A” przyjaźnić się z kimś z klasy „B” było rzeczą naganną. W swoim nastoletnim życiu, nie znając jeszcze wartości prawdziwej przyjaźni, uległem tym głupim poglądom. Leszek też musiał, skoro nasza przyjaźń może nie tyle „umarła’, co jednak uległa „hibernacji”.
Później, po maturze, on studiując na Akademii Medycznej, ja na Politechnice Warszawskiej, też nie znajdowaliśmy wspólnych dróg. W dorosłym życiu każdy z nas poszedł odrębnym szlakiem. Nasze spotkania były bardzo sporadyczne. Za każdym jednak razem, kiedy do spotkania dochodziło, dziwiliśmy się temu, że spotykamy się tak rzadko i postanawialiśmy powrócić do bliższych kontaktów. Kończyło się to niestety tylko na zamiarach, bez realizacji. Ostatnio, kiedy odwiedziłem Go w szpitalu (też przez przypadek dowiadując się o Jego chorobie) postanowiliśmy, już bezwarunkowo, że po opuszczeniu szpitala, zadzwoni do mnie i tym razem na pewno się spotkamy. Tematem, który mieliśmy na tym spotkaniu rozwikłać, miał być powód, a właściwie zdarzenia losu, które spowodowały, że nasza dziecięca przyjaźń nie miała swej kontynuacji w dorosłym życiu. Wówczas w szpitalu stwierdziliśmy, że sprawa jest na tyle niejasna, iż wymaga dłuższego przedyskutowania. Obaj bowiem nie mogliśmy znaleźć racjonalnego powodu, dla którego nie pozostaliśmy przyjaciółmi przez całe życie. Niestety, tym razem znowu los zagrał nam na nosie! Leszek nie mógł z powodu stanu zdrowia do mnie zadzwonić, o czym ja dowiedziałem się już po czasie. Jakże prawdziwe jest to „upomnienie” księdza- poety Jana Twardowskiego: „Spieszcie się kochać ludzi! Tak prędko odchodzą”.
Drogi Leszku, wierzę jednak, ze nasze spotkanie, tym razem już faktycznie bezwarunkowo, dojdzie do skutku. Musisz jeszcze tylko trochę poczekać na mnie.

Jurek Blancard
matura 195

.[Rozmiar: 127675 bajtów]DO ZOSI
Świat nie skusił Cię mirażem łatwej sławy,
Przy wartościach swoich stałaś nieugięta
Choć los przyniósł więcej troski, niż zabawy
Gdy traciłaś szanse, prawdomówność była święta
Odeszłaś, wspomnieniem spotykam się z Tobą
Widzę Twoją postać, słyszę głos kochany
Żal i szkoda, że Cię nie ma, Ty byłaś osobą
Nieprzeciętną,
w Twoich książkach, w Twoich tekstach
zawsze będziesz z nami

30 sierpnia 2013 roku zmarła Zofia Chmura, moja starsza siostra, absolwentka z 1945 roku Liceum im. Tomasza Zana w Pruszkowie, Szkoły, która wychowała przedstawicieli kilku pokoleń w naszej rodzinie.

Atmosfera naszego rodzinnego domu, jaką w dużej mierze tworzył nasz Ojciec, Aleksander – były legionista, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej w 1920roku, działacz ruchu oporu w czasie okupacji niemieckiej – sprawiła, że memu rodzeństwu i mnie sprawy Polski nie były i nie są obojętne do dziś.

Zosia, najstarsza z dzieci moich rodziców, w 1942 roku złożyła przysięgę w tajnej organizacji harcerskiej „Szare Szeregi”, która tworzyła przedmurze Armii Krajowej. Działała w Pruszkowskim Hufcu „Zielony Dąb”, w Drużynie „Jarzębiny”. Do końca życie była czynnym członkiem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej pod pseudonimem „Maria”. Po skończeniu wojny studiowała na Akademii Nauk Społecznych i Politycznych na Wydziale Społecznym.

Wiele lat przepracowała w Wydawnictwach Handlu Zagranicznego w Warszawie jako redaktor. Całe życie nie rozstawała się z pisaniem i robiła to z przyjemnością, bo było ono Jej życiowym hobby. Jest autorką kilku książek dla dzieci, licznych artykułów historyczno- politycznych, jakie zostały opublikowane w wydawnictwach Kręgu Stowarzyszenia Szarych Szeregów w Pruszkowie, w Zeszytach Historycznych Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Warszawie, w Przeglądzie Pruszkowskim wydawanym przez PTK-N, którego była współredaktorem.

Przez wiele lat pełniła funkcję sekretarza Zarządu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Warszawa – Powiat. Uczestniczyła w opracowaniu Wielkiej Encyklopedii Powstania Warszawskiego , a także książki Jacka Sawickiego „Obroża w konspiracji i Powstaniu Warszawskim ” . Jest współautorem książek : „Trwaliśmy przy Tobie Warszawo” – – opisującej historię konspiracji walki VI Rejonu AK „Helenów” i albumu „Miejsca pamięci w Pruszkowie”. Redagowała książkę Zdzisława Zaborskiego „Durchgangslager 121 – niemiecka zbrodnia specjalna”. Samodzielnie napisała książkę „Orliki” o historii pruszkowskiego plutonu AK , także Jej autorstwa są „Wspomnienia internowanego na Ural Tadeusz Bobrowskiego” – działacza Polski Podziemnej.

Została odznaczona : Krzyżem Armii Krajowej
Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi
Złotym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci
Medalem Pro Memoria

Pracowite swoje życie przeżyła Zosia uczciwie, pełna nadziei, że przecież prawda kiedyś musi zwyciężyć – oby nie myliła się ! Odeszła, bo taka jest kolej rzeczy. dla mnie, dla mojego brata Tadeusza odeszła z Nią część rodzinnego domu, część serdecznych wspomnień historii naszej rodziny, którą pamiętała w najdrobniejszych szczegółach i opowiadała młodszemu rodzeństwu. Szkoda Cię Zosiu , trudno mi wypełnić pustkę po Tobie, mogłaś jeszcze pobyć z nami.

– Barbara

[Rozmiar: 127675 bajtów]Ks. Profesor, doktor habilitowany Wojciech Zygmunt Tabaczyński rozpoczął naukę w Gimnazjum im. Tomasza Zana jeszcze przed wybuchem wojny. W czasie okupacji niemieckiej uczęszczał na zorganizowane przez Szkołę Tajne Komplety i Świadectwo Dojrzałości otrzymał w 1944 roku. Ukończył Seminarium Duchowne w Warszawie i otrzymał święcenia kapłańskie w 1950 roku z rąk kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Skromny, wyrozumiały dla ludzkich ułomności prowadził spokojne, pracowite życie prawie do końca swoich dni. Odszedł 21 lutego 2014 roku w domu swoich rodziców przy ul. Daszyńskiego 16 w Pruszkowie. Dom ten ofiarował Zgromadzeniu Sióstr Pocieszycielek Najświętszego Serca Jezusowego, które serdecznie opiekowały się księdzem przez wiele lat, do dnia Jego śmierci. Pasją Jego życia było zdobywanie wiedzy i dzielenie się nią z innymi. Wykładał w Seminarium Duchownym w Warszawie. Był członkiem redakcji czasopisma „Warszawskie Studium Teologiczne”, na łamach którego zamieszczał swoje rozprawy. Piastował funkcję dyrektora Unii Apostolskiej Kleru, a także ojca duchowego w Wyższym Metropolitarnym Seminarium Duchownym w Warszawie.. Był też dyrektorem na Akademii Studium Teologii Katolickiej, prowadził Instytut Studiów nad Rodziną w Łomiankach pod Warszawą. Posiadał szeroką wiedzę, ale nigdy nie chwalił się nią, nie stawiał swojej osoby wyżej nad innymi. Skromny, zawsze uśmiechnięty i wszystkim życzliwy, był człowiekiem, z którym chciało się przebywać.

Jako Absolwent naszej Szkoły często przychodził na Spotkania Opłatkowe, czy Wielkanocne, składaliśmy sobie życzenia czując w obecności Księdza Profesora jakiś spokój i radość chwili. Środowisko Liceum im. Tomasza Zana w Pruszkowie straciło Absolwenta o nieprzeciętnej osobowości – mądrego i dobrego o wielkiej kulturze osobistej . Wielka szkoda, bo teraz o takie cechy ludzkie coraz trudniej.

Barbara Łosiewicz – Ratyńska
matura 1953

[Rozmiar: 127675 bajtów]Dr Sabina Czyżewska zmarła 20 lutego 2012 roku, jest pochowana w grobie rodzinnym w Marysinie Wawerskim.
Z Sabinką poznałyśmy się w czasie okupacji. Nie pamiętam momentu poznania, może przez naszych braci – Ludwik Czyżewski i mój brat, Zbigniew Cisowski byli „zaniakami”.
Sabinka urodziła się w Siedlcach, skąd Jej rodzina „przywędrowała” do Pruszkowa i zamieszkała w domku jednorodzinnym z ogródkiem przy ulicy Sobieskiego.
W czasie okupacji, gdy szkoły średnie ogólnokształcące były zamknięte przez Niemców, uczęszczałyśmy do Gimnazjum Spółdzielczego w Warszawie, w nim nauka była legalna.. W roku 1944 zdałyśmy małą maturę.
Na początku stycznia 1945 roku, gdy tylko skończyła się wojna, Grono Nauczycielskie z Gimnazjum im. Tomasza Zana w Pruszkowie podjęło inicjatywę legalnej nauki, o czym dowiedziałam się od księdza Skrzecza, prefekta u „Zana” przed wybuchem wojny 1939 roku. Nareszcie skończył się niebezpieczny okres tajnego nauczania. Tą wiadomością podzieliłam się z Sabinką i postanowiłyśmy uzupełnić braki w naszej małej maturze / między innymi z języka polskiego i historii / przystępując do egzaminu wstępnego do Liceum. Oczywiście trudności i niebezpieczeństwo towarzyszące zdobywaniu wiedzy w czasie wojny sprawiły, że grona nauczycielskie było tolerancyjne dla zdających.
Chyba w marcu 1945 roku obydwie z Sabinką byłyśmy już uczennicami I-szej klasy w „Zanie” , a w maju 1946 roku zdałyśmy maturę, miałyśmy otwartą drogę do dalszej nauki. W tymże roku, zgodnie z naszymi zainteresowaniami, zostałyśmy studentkami Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
W roku 1951, po ukończeniu studiów, Sabinka rozpoczęła pracę zawodową i podjęła studia doktoranckie i w 1966 roku uzyskała tytuł doktora nauk rolniczych w zakresie fitopatologii . Pracowała w rolniczych placówkach naukowych, między innymi w Regułach, Instytucie Nasiennictwa Warzywnego w Skierniewicach, całkowicie poświęcając się tej dziedzinie nauki.
Jej prace naukowe dotyczyły grzybów chorobotwórczych przenoszonych przez nasiona roślin przemysłowych, ich patogeniczności, oraz zwalczania powodowanych przez nie chorób. Prowadziła badania nad zdrowotnością i jakością materiału siewnego, odpornością badanych odmian roślin, jak też opracowywała optymalne metody diagnostyczne.

Opublikowała ponad 50 prac naukowych z zakresu fitopatologii i mykologii, wiele opracowań popularno-naukowych, podręczników. Była współautorem Encyklopedii Ochrony Roślin. W latach siedemdziesiątych odbyła szereg staży zagranicznych w NRD, na Węgrzech, w Holandii, Rumunii, czynnie uczestniczyła w krajowych i zagranicznych kongresach, konferencjach i t.p. Była członkiem Polskiego Towarzystwa Botanicznego, Towarzystwa Fitopatologicznego, Ligi Ochrony Przyrody, brała udział w licznych komisjach naukowych.
Otrzymała wiele odznaczeń państwowych i resortowych.
Mimo licznych zajęć dobrze gospodarowała swoim czasem, często spotykała się z licznym gronem swoich przyjaciół i znajomych z czasów studenckich, którzy darzyli Ją wielką sympatią i szacunkiem. Interesowała się muzyką i teatrem. Była też bardzo rodzinna. Między innymi interesowała się wnukami swego brata, Ludwika, w których rozwijała zainteresowania przyrodnicze poprzez odpowiednie książki, wycieczki, uczestnictwo w wystawach i t.p. W moim domu była traktowana bardzo ciepło. Była Ciocią Sabinką, matką chrzestną mojej córki, była po prostu członkiem mojej rodziny.
Będąc już na emeryturze, mimo kłopotów zdrowotnych pracowała społecznie w Pruszkowskim Towarzystwie Kulturalno-Naukowym jako członek Komisji Rewizyjnej, oraz w Towarzystwie Absolwentów, Wychowanków i Przyjaciół Gimnazjum i Liceum im. Tomasza Zana w Pruszkowie, jako członek Sekcji Historycznej. Zawsze można było Ją spotkać na wykładach popularno-naukowych organizowanych przez PTK-N. Jej życzliwość dla ludzi, prawość charakteru mogą być wzorem dla młodzieży.

Sylwina Cisowska – Wiewiórowa
matura 1946

Strona 100 lecia Zana

Logo 100 lecia

Strona Liceum

Logo Towarzystwa

Współpraca

Zapraszamy do współpracy

Koleżanki i Koledzy Aby stać się członkiem Towarzystwa wystarczy po zapoznaniu się ze statutem, wypełnić deklaracje członkowską i wysłać ją na adres korespondencyjny podany w zakładce kontakt z nami. Składka członkowska wynosi 50 złotych rocznie.

Kontakt

Deklaracja członkowska

Niezbędne linki

Dokumenty