W moim smartfonie pozostał taki SMS z dn. 25 lipca: <Krzysiu! Ponieważ nie mogłem się dodzwonić, ta drogą składam (koledzy się dokładają!) serdeczne życzenia zdrowia i tylko zdrowia! Trzym się! Adam>. Wiedzieliśmy, że chorował na tą podstępną przypadłość i że choroba postępowała nadzwyczaj szybko. W kwietniu br. zapraszałem Go w imieniu Towarzystwa Absolwentów na tradycyjne jajeczko w nowej szkole: – przyjdź zobaczysz nowy budynek, spotkasz kolegów, będzie wyjątkowo dużo kolegów/koleżanek! – Nie wiem, zobaczę, to zależy jak się będę czuł – odparł. Z Krzyśkiem spotkałem się w klasie („A” czyli francuskiej) prof. Ireny Marynowskiej jesienią 1963, kiedy przybyłem do nowej klasy. Ze względu na swój wzrost zawsze siedział na tylnich ławkach, bardzo towarzyski, otwarty, lubiany bardzo przez koleżanki – nie tylko naszej klasy. Byliśmy klasą na wycieczce do Warki, rok później na kilkudniowej do Poznania/Kórnika. Ale Krzysztofa widzieliśmy głównie na boisku, gdzie nieustannie zagrywał do kosza, ogólnie rzecz biorąc sport był jego namiętnością. Po maturze Żolik utrzymywał ścisłą więź ze starą szkołą, ba! – wkrótce sam został pedagogiem lubianym przez młodzież (proszę poczytać liczne wpisy w Internecie). Ale najpierw skończył Szkołę Medyczną dla Techników Fizjoterapii w Konstancinie, a potem studia na warszawskiej AWF – miał kwalifikację do prowadzenia zajęć z gimnastyki korekcyjnej i piłki koszykowej. Przez lata pracował w Technikum Mechanicznym (wychowawca kilku klas) nim został znanym trenerem po kolei kilku klubów sportowych – i doprowadził prowadzone przez siebie drużyny do czołówki krajowej. Był też radnym w l. 1994-2002 Rady Miejskiej w Pruszkowie. Spotykaliśmy się niemal zawsze na Zjazdach <zaniaków> – wtedy wspomnieniom nie było końca – głównie przepytywaliśmy Jego. Losami zagrożonego Liceum im. T. Zana interesował się bardzo – dowodem spotkania u mnie w ogrodzie na Mosznie, gdzie mimo lipcowego upału – spotkanie zaczynaliśmy na poważnie: – co z Zanem i co trzeba zrobić. W maju 2015 na 50-rocznicy naszej matury spotkaliśmy się w Komorowie w Karczmie u Michała – oczywiście Krzyśka nie mogło tam zabraknąć. Odszedł w wieku 70 lat, pozostawiając w bólu rodzinę: żonę, brata, córki i ukochaną wnuczkę. Będziemy Go zawsze pamiętali, jako dobrego, serdecznego Kolegę. Pożegnaliśmy Go w wypełnionej po brzegi świątyni św. Kazimierza w środę 30 sierpnia.
Adam St. Trąbiński